17.03.2006 r. * Strona "Telewizji Edukacyjnej".© Informacje: Ryszard Czajkowski. Opracowanie: Tomasz Pyć.
Ryszard Czajkowski
Geofizyk, dziennikarz, operator filmowy, pisarz, reporter, publicysta, podróżnik, polarnik. Jest członkiem The Explorers Club.

Masai Mara listopad 2005 r.
W listopadzie 2005 r. na zaproszenie Forum Kenijsko Polskiego wyruszyłem do Kenii, do Mombasy. Ośmioosobowa grupa sympatycznych polskich turystów zaproponowała mi wycieczkę do Parku Narodowego Masaj Mara. Z Mombasy to prawie 900-set kilometrów drogi, więc wybraliśmy samolot. W Masaj Mara byłem ponad dwadzieścia lat temu i w mojej pamięci było to wielkie przeżycie. W czasie drogi opowiadałem o tamtym pobycie i o zwierzętach, które ze stosunkowo niewielkiej odległości oglądałem. Wydaje mi się, że moi towarzysze nie bardzo wierzyli czy to, aby nie moja wyobraźnia. Polecieliśmy małym samolotem, lot trwał dwie godziny. Największą atrakcją było Kilimandżaro, którego czapa lodowa zmniejsza się w strasznym tempie. Czekał na nas samochód i zawiózł do Tre Fig Lodge. Doskonale pamiętam jak w czasie pierwszego pobytu zajechałem do tej samej lodge i myślałem, jacy to bogaci ludzie korzystają z takich luksusów. Mieszkaliśmy wtedy we troje, w dwu osobowym namiociku i codziennie musieliśmy wyjeżdżać, dla bezpieczeństwa, poza granice parku. Wtedy byłem pewny, że mnie pobyt w takiej luksusowej lodge nigdy się nie przytrafi. Jak się okazało nie należy nigdy używać słowa nigdy. Pławiłem się w luksusach. Pobyt był krótki, ale intensywny. Już o 6.00 zaczynaliśmy safari. W ciągu dnia trzykrotnie wyjeżdżaliśmy oglądać i fotografować zwierzątka. Spotykaliśmy tyle zwierząt i udawało się podjeżdżać do nich tak blisko, że koledzy pytali ile tym zwierzątkom władze parku płacą za cierpliwość, jaką okazują pozując. Kolejne lwy już nawet nas denerwowały, ale zaczęliśmy chwytać różnice pomiędzy nimi. Odróżniać lwa ciemnogrzywego od jasnogrzywego. Ciekawe, że takiej różnicy u lwic nie zauważyliśmy. Z samochodu wychodzić nie wolno, ze względu na bezpieczeństwo, ale jeździliśmy samochodem odkrytym, który do podglądania i fotografowania był doskonały.

W czasie pierwszego pobytu fotografowałem lwy w miłosnych zapędach. To było dość dawno.
Teraz spotkaliśmy lwicę rozkosznie leżącąna grzbiecie, a na jej brzuchu poruszały się trzy małe lewki. Chociaż upłynęło ponad 20 lat pomiędzy tymi zdarzeniami to mnie oba zjawiska skojarzyły się i jestem pewny, że lewki były wynikiem tamtych rozkoszy.
(Okolice Masai Mara, Kenia - fot. © Ryszard Czajkowski 2005.)

Słoni, żyraf, antylop to już czasami nie fotografowaliśmy. Marzeniem każdego turysty jest zobaczenie pięciu wielkich ssaków Afryki. Lwa, leoparda, słonia, żyrafę i nosorożca. Lamparta zobaczyliśmy tylko w gałęziach drzewa na dość dużej wysokości, ale za to wspaniale pozował nam gepard tu nazywany po angielski "czita" (ang. zool. cheetah - przyp. tp). Widzieliśmy wiele gatunków antylop, a w rzece Mara, która płynie obrzeżami parku, krokodyle i hipopotamy. Nosorożca tym razem nie udało się nam zobaczyć. Jednego ranka zorganizowano nam śniadanie w buszu. Stoły ustawiono na polance, Efektownie ubrani kelnerzy i kucharze serwowali wspaniałe dania, a towarzyszyły nam pawiany i żyrafy. Pawiany nas się nie bały, ale pilnowali nas ludzie z karabinami i ci budzili u małp odpowiedni respekt. Chociaż cała wycieczka trwała trzy dni i była bardzo odległa w stylu od moich zwykłych wypraw, a może właśnie dlatego, to spędziłem chwile niezapomniane i miło wspominam współuczestników wycieczki, wieczory spędzone na rozmowach przy świetnym kenijskim piwie tasker, co tłumaczy się na "kieł słonia".

© Copyright by Ryszard Czajkowski Tomasz Pyć. Wszystkie prawa zastrzeżone. All rights reserved